niedziela, 18 lutego 2018

Hiszpania okiem Polki - dawniej i dziś


Postrzeganie wielu spraw i aspektów życia często zmienia się wraz z biegem czasu. Nie inaczej jest w przypadku miejsca, które kiedyś odwiedzało się jedynie w celach turystycznych, a dziś jest ono Twoim domem. Wakacjując się w Hiszpanii przez wiele lat nie zdawałam sobie sprawy z pewnych spraw, które dostrzegam teraz, a i sporo z nich widziałam w zupełnie innych barwach. Coś, co kiedyś wydawało mi się zaletą, dziś stanowić może problem, a cenione niegdyś kwestie okazały się nie być do końca prawdziwe. Wiele pozytywów nabrało jeszcze większego znaczenia, pojawiły się także negatywy, których kiedyś nie wychwycałam. W pierwszych miesiącach po przeprowadzce do Hiszpanii spotkało mnie sporo niespodzianek, dotarło do mnie, że dawniej przekonana co do swojej wizji Hiszpanii, mogłam się absolutnie pomylić, choć nie określam tej pomyłki jako pozytywnej, czy negatywnej, a po prostu naturalnej. Wakacje niczym nie przypominają codzienngo egzystowania w danym kraju, ukazują nam zaledwie cząstkę specyfiki danego miejsca. Dopiero podczas faktycznego powszedniego życia miasto i kraj, krok po kroku odkrywa przed nami swoje tajemnice.

Jak zatem zmieniło się moje osobiste postrzeganie Hiszpanii w przeciągu lat? Czym mnie ona zaskoczyła, a co zataiła przede mną podczas wizyt wakacyjnych?

Uśmiechnij się

Hiszpanom przypisywałam zawsze głównie pozytywne cechy charakteru. Radośni, uprzejmi, weseli, pomocni. Moje wakacyjne doświadczenia podpowiadały mi, że właśnie takimi ludźmi są mieszkańcy tej części Półwyspu Iberyjskiego. Gdy przeprowadziłam się do Barcelony na stałe, dotarło do mnie, że nieco się pomyliłam. Dlaczego? Okazało się, że są oni jeszcze bardziej radośni, chętni do pomocy, rozmowni i otwarci, niż myślałam. Uśmiech i wesołe hola towarzyszą mi każdego dnia. Przyjazne spojrzenia, zagadujący pasażerowie windy, chęć pomocy nawet z każdą najmniejszą wątpliwością. Gdybym musiała opisać Hiszpanię w paru słowach, powiedziałabym, że jest to kraj o ogólnie pojętej przyjaznej atmosferze.

Ale, bo przecież zawsze musi być jakieś ale, oprócz radosnych i pozytywnie nastawionych osób spotkałam się także z tymi dużo mniej szczęśliwymi. Nagle okazało się, że w cudownej Hiszpanii również dochodzi do skandalicznych sytuacji, nieprzyjemnych starć z innymi i nieznaczących kłótni z obcymi. Zrozumiałam, iż przeświadczenie o tym, że niemiłe zdarzenia, których byłam świadkiem w Polsce, a które według mego wcześniejszego przekonania nigdy nie miałyby miejsca w Hiszpanii, nie pokrywa się z prawdą. Tutaj także ludzie potrafią być zarozumiali i opryskliwi, eksepdientki także mogą potraktować Cię z wrogością, a przechodzeń zaczepić niemiłym komentarzem. Sytuacji takich jest dużo mniej, jednak w Hiszpanii również się zdarzają.

Dzieci, idziemy do kościoła!

Lata temu przekonana byłam, iż Hiszpania to jeden z bardziej religijnych krajów Europy. Nic bardziej mylnego. Stereotyp religijności Hiszpanów pozostaje jedynie stereotypem. Statystyki mówią same za siebie: jedynie 10% Hiszpanów uczęszcza reguralnie na niedzielne msze święte. Myślę, że owy osąd ma swe podłoże w znanych i hucznie celebrowanych tradycjach związanych z religią, jak np. Semana Santa (Wielki Tydzień). Tłumy ludzi z całego świata napływają w tym okresie do Hiszpanii, zwłaszcza do Andaluzji, aby ujrzeć na własne oczy spektakularne świętowanie Wielkanocy. Owe widowiska i przedstawienia uliczne mają jednakże niewiele wspólnego z samą wiarą, a więcej z hiszpańską tradycją.

Fiesta dobra na wszystko

Skoro mowa już o świętowaniu przejdę do kolejnego faktu, który nieco mnie zaskoczył. To, że Hiszpanie lubią zabawę w każdej możliwej postaci, nie było żadną tajemnicą. Po przeprowadzce i sumiennym zgłębianiu kultury tego kraju zdałam sobie sprawę, że słowo lubić nie oddaje dokładnie znaczenia, jakim darzą oni swoje fiesty, których notabene Hiszpania ma całe mnóstwo. Każda dzielnica, wioska, miasto, patron, święty… ma przypisany swój jeden dzień (lub dni) w roku, gdy to Hiszpanie gromadzą się, aby podczas głośnych i szumnych zabaw oddawać mu cześć. Krótko mówiąc, w Hiszpanii każda okazja dobra jest do świętowania, bo przecież jeśli święta nie ma, powód do radosnych tańców i lania wina znajdzie się równie szybko, jak chętni do realizacji pomysłu.  

Barowe życie

Podczas urlopów w Hiszpanii szybko zorientowałam się, że Hiszpanie lubią spędzać czas poza domem, choć nie zdawałam sobie sprawy, iż wypad do baru to nie tylko forma spędzania wolnego czasu, ale wręcz styl życia. Podobała mi się owa otwartość, radość, roześmiane twarze i pogawędki. Dzisiaj wyjście do popularnego baru kojarzy mi się raczej z hałasem, wrzawą, koniecznością przekrzykiwania tłumu, aby mój rozmówca zrozumiał, co do niego mówię i ewentualnym bólem głowy, gdy pobyt w barze jest zbyt długi. Nie zrozumcie mnie źle, lubię życie towarzyskie, spotkania poza domem, wypady do barów, pubów, restauracji, ale wolę te odrobinę spokojniejsze miejsca, gdzie nie grozi mi utrata słuchu.

Spacerując uliczkami

Och, jakżeż to ja zachwycałam się kiedyś porządkiem i ładem w Hiszpanii. Ulice wydawały mi się tak cudownie czyste i zadbane. Przycięte krzewy, każde rondo oryginalnie zaprojektowane, chodniki bez zbędnych śmieci, czy niespodzianek pozostawianych przez psy, wszystko pięknie i pachnąco, a inni powinni brać z Hiszpanii przykład. Nie zastanawiałam się wtedy jednak nad tym, że często podczas urlopów odwiedzałam przecież głównie znane, turystyczne miejsca, które oczywiście były perfekcyjnie zadbane. Choć muszę przyznać, że mam bardzo miłe wspomnienia z Pampeluny, ogólnie Nawarry i Kraju Basków, gdzie spędzałam całe tygodnie wakacji i zawsze chwaliłam sobie czystość tamtejszych miast. Gdy pojawiłam się w Barcelonie, magiczna bańka schludności i porządku prysła. Jasne, o ład dba się nader mocno w tych popularnych i często odwiedzanych obszarach, lecz niestety spacer niejedną wąską uliczką Barcelony, tej mniej znanej Barcelony traci już swój urok. Nieprzyjemny zapach moczu zwierząt i ludzi towarzyszyć nam będzie jak wierny kompan, a w tych mniej ciekawych dzielnicach uważać musimy na porozrzucane pod nogami psie miny, bo nie każdy sąsiad jest niestety wychowany. Śmieci wysypujące się z kontenerów, czy ustawiane zaraz obok to wcale nie taki rzadki widok w lokalizacjach cieszących się mniejszą sławą oraz podejrzaną famą. Choć muszę zauważyć, że Dzielnica Gotycka, którą znaleźć można w każdym przewodniku, nie zachęca swymi zapachami, a podobno jej uliczki czyszczone są każdego dnia. Czystość, a raczej jej brak to jeden z aspektów, który negatywnie zaskoczył mnie w Barcelonie (nie mam odniesienia do innych miast, ponieważ bywałam w nich jedynie turystycznie).

Jak się dogadam?

Ok, umówmy się, że rozpoczynając mą przygodę z Hiszpanią nie musiałam obsesyjnie martwić się o język, ponieważ podczas pierwszych wycieczek towarzyszyła nam zawsze nasza rodzina, która hiszpański znała. W późniejszym okresie, gdy dopiero zaczynałam naukę tego języka, starałam się radzić sobie podpowiadaniem w języku angielskim, mimiką i gestykulacją. I nigdy nie doświadczyłam nieprzyjemnej sytuacji ze względu na brak znajomości lub też niewielką znajomość języka hiszpańskiego. Słyszałam zresztą mnóstwo podobnych historii. Jak ja się dogadam? Myślałam przygotowując się do pierwszej samotnej wycieczki do Hiszpanii, dokładniej do Salamanki, gdzie spędzić miałam całe trzy tygodnie. A dogadałam się bez problemu. Lata w Hiszpanii ukazały mi, iż Hiszpan nie zważa na to, że łamiesz sobie język próbując porozumieć się z nim w jego ojczystym języku, jest tym wręcz zaimponowany. A co się nie powie, to się pokaże, za pomocą rąk i mimiki twarzy można wyjaśnić naprawdę niesłychane rzeczy. 

A ja na to, jak na lato

Hiszpania – słońce, plaża, upały… No, tak, z czymże innym kojarzyć może się ten kraj? I owszem, w wakacje wylegiwałam się na hiszpańskich plażach, smażylo mnie malagijskie słońce i zerkałam z niedowierzaniem na termometr, który o 20 wskazywał w Sewilli 40 stopni. A później przeprowadziłam się do Barcelony, gdzie okazało się, że tak naprawdę istnieje także zima. Ok, że zima istnieje wiedziałam, to o czym nie miałam pojęcia to fakt, iż tak wiele mieszkań nie ma ogrzewania centralnego. Gdy zatem ktoś wzdycha głośno, jakie to mam szczęście żyjąc w kraju wiecznego słońca, zapraszam go serdecznie w styczniu do mojego barcelońskiego mieszkania.

Hiszpański maczo

Hiszpanie od nastoletnich lat spędzali mi sen z powiek. Śniłam po nocach o gorącym romansie z hiszpańskim maczo i żartowałam, że moim mężem musi być zabójczo przystojny Hiszpan. Naoglądałam się Juanów, Miguelów i innych Pedro podczas wakacyjnych wypadów, by marzyć o nich przez cały rok do kolejnego urlopu. Jakie zatem było moje zaskoczenie, gdy tu zamieszkałam? Ci moi przystojni Hiszpanie, gdy widzi się ich codziennie, są po prostu jeszcze piękniejsi!

Jak to bywa na wakacjach, i mnie wydawało się, że Hiszpania to miejsce idealne. Słoneczne, pełne radości, uprzejmych ludzi, przepięknej przyrody i ciekawych tradycji. Wiele się nie pomyliłam, jednak życie tu uświadomiło mi, że miejsce idealne nie istnieje. Zawsze znajdzie się choć jedna mała drobnostka, która nie będzie nam odpowiadać i którą uznamy za wadę. Kto jednak powiedział, że do pełni szczęścia potrzebujemy perfekcji? Gdyby wszystko było usłane różami, świat byłby nudny. Bo umówmy się, kto nie lubi sobie czasami zwyczajnie ponarzekać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz