wtorek, 25 lipca 2017

Moja przygoda z Hiszpanią




Moja przygoda z Hiszpanią rozpoczęła się prawie 10 lat temu, gdy byłam jeszcze nastolatką. A jej początek wcale nie miał miejsca w Barcelonie, a w Nawarze i Kraju Basków. To właśnie te regiony odwiedzałam jako pierwsze i to one sprawiły, że zakochałam się w tym pięknym kraju.

Pierwszym miastem jakie odwiedziłam, była Pampeluna znajdująca się na północy Hiszpanii i będąca stolicą prowincji Nawarra. Była to wizyta pełna wrażeń, ponieważ przypadała na początek lipca, czyli okres, w którym w mieście odbywa się słynna na całym świecie fiesta San Fermin. Miałam okazję brać w niej udział aż cztery razy! Pierwsze dwa z rodziną, jeszcze jako młodziutka dziewczyna, więc na spokojnie, a kolejne już z przyjaciółką. Obie zgodnie uważamy to święto za największą imprezową przygodę naszego życia. Ale dziś nie o San Ferminie, a o moich podbojach Hiszpanii. W Pampelunie mieliśmy bliskich przyjaciół rodziny, stąd możliwość urlopowania się przez kilka sezonów z rzędu. Pamiętam, że Hiszpania zachwyciła mnie przede wszystkim klimatem i usposobieniem jej mieszkańców. Słońce, zima, która niczym nie przypomina tej w Polsce, wszędzie zieleń, woda w morzu ciepła jak w wannie, piękne krajobrazy. Ludzie – wciąż uśmiechnięci, zadowoleni, otwarci i bezpośredni. Mężczyźni – ciemni, opaleni, zalotni. Będąc nastolatką podkochiwałam się w co drugim widzianym na ulicy. Hiszpanię znałam jedynie z wakacyjnych wypadów. A wakacje mają to do siebie, że są z założenia przyjemnym doświadczeniem, więc wszystko wydaje się idealne. Nie potrzebowałam więc wiele czasu, aby pokochać Hiszpanię i zapragnąć któregoś dnia w niej zamieszkać. Na początku nieco ją idealizowałam, wszystko wydawało mi się tu perfekcyjne. Dziś oczywiście jestem w stanie spojrzeć na ten kraj z różnych perspektyw i mimo świecącego przez większą część roku słońca wiem, że idealnie nie jest nigdzie. Zakochana w tej mojej Hiszpanii marzyłam o życiu w niej i opowiadałam wszystkim, że będę miała męża Hiszpana. Cóż, przepowiednie ostatecznie się sprawdziły. Jest i Hiszpan. 


Pierwszym krokiem do spełnienia marzenia była nauka języka. W miejscowości, z której pochodzę niestety w czasach, gdy ja uczęszczałam do liceum, nie było takiej możliwości. Uczyłam się więc na własną rękę. Słuchałam muzyki, oglądałam filmy, czytałam. Dopiero na studiach w Warszawie udało mi się zapisać na kurs hiszpańskiego, gdzie poznałam zasady gramatyki i mogłam praktykować język. W międzyczasie podczas urlopowania się w Hiszpanii udało mi się zawiązać kilka znajomości, więc rozmowy z przyjaciółmi były kolejną formą nauki. 

W wieku 19 lat wyjechałam na kurs językowi do Salamanki. Mieszkałam u starszej kobiety wraz z kilkoma innymi osobami z całego świata i oprócz tego, że w domu rozmawiało się po hiszpańsku, codziennie chodziłam na zajęcia. Okres ten również wspominam bardzo miło i był on jedynie kolejnym doświadczeniem, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że moim miejscem do życia jest Hiszpania.


Od zawsze marzyłam również o wymianie studenckiej. Rzecz jasna w Hiszpanii. Moja uczelnia oferowała jednak wyjazd jedynie do Sewilli i to niestety dla innego niż mój kierunku studiów. Nie zamierzałam się jednak poddać. Na swój cel wybrałam Barcelonę. Znalazłam kontakt do osoby zajmującej się Erasmusem na barcelońskiej uczelni i wysłałam wiadomość z zapytaniem o możliwość wymiany studenckiej. Okazało się, że w Barcelonie byli bardzo chętni, więc pełna nadziei przekazałam tę informację koordynatorce mojego uniwersytetu. Ostatecznie, dzięki memu zainteresowaniu, moja uczelnia podpisała umowę z uczelnią w Barcelonie i po przejściu kilku etapów kwalifikujących do wymiany, udało mi się wyjechać do Barcelony. Miasto mnie pochłonęło. Zakochałam się w każdym jego detalu. Może wyda się Wam to dziwne, ale naprawdę poczułam, że to moje miejsce na ziemi. Wiedziałam, że tu wrócę i w myślach tworzyłam plan przeprowadzki zaraz po studiach. Oczywiście jestem też realistką i wiem, że nie żyje się samymi marzeniami. Znałam jednak hiszpański, miałam parę znajomości. Wierzyłam więc, że jakoś musi mi się udać. Ostatecznie okazało się, że realizacja planu nie będzie taka trudna. A wszystko to za sprawą miłości. Tak, na Erasmusie poznałam mojego obecnego partnera. Będąc z nim wiedziałam, że Barcelona będzie moim domem. I tak też się stało. Wróciłam do Polski, aby skończyć studia oraz się obronić i dokładnie tydzień po obronie magisterskiej byłam już w drodze do Barcelony. 

I tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z Hiszpanią. Kończy się na Barcelonie, ale zaczyna dużo dalej i przede wszystkim dużo wcześniej. Dlatego przyjeżdżając do Katalonii nie jechałam zupełnie na ślepo. Znałam już ten kraj z corocznych wakacji. Zwiedziłam naprawdę ogromną ilość miejsc. Miałam okazję widzieć i doświadczyć mnóstwa ciekawych przeżyć, które zbliżały mnie do kultury i tradycji hiszpańskich. To prawda, że dopiero mieszkając tu na stałe zderzyłam się z wieloma nie zawsze przyjemnymi realiami, aczkolwiek o samym kraju wiedziałam wiele długo przed tym, zanim znalazłam się w nim jako mieszkanka Barcelony. 



Dziś jestem tutaj, w moim mieście marzeń dzieląc się z Wami moimi przeżyciami i hiszpańskimi doświadczeniami. Tymi przyjemnymi i tymi mniej przyjemnymi. Jest wesoło, z humorem i dystansem, ale bywa też poważnie i przerażająco. Ale co najważniejsze, mam nadzieję, że tak jak jest, to właśnie tak, jak Wam się podoba i tak jak chcecie, aby było. Na koniec jestem oczywiście bardzo ciekawa, jak zaczęła się Wasza przygoda z zagranicznym życiem. Opowiedzcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz